Szczęść Boże.

   Wyjazd na rekolekcje był zaplanowany i bardzo chciany. We wcześniejszych latach nie udało nam się wyjechać na żadne rekolekcje, coś zawsze nie pasowało. W tym roku podjęliśmy taką decyzję, że jedziemy i koniec, kropka i nie miało to związku z wyborem nas na parę animatorską. Najpierw myślałam, żeby pojechać do Zakopanego na rekolekcje tematyczne, ale mąż zapragnął wyjechać do Nałęczowa, bo jako czternastolatek był tam w sanatorium i zatęsknił za tym uzdrowiskowym, zielonym miasteczkiem. Nie sprzeciwiałam się tym razem, ciesząc się z tego, że nie martwi się o urlop, że również tak bardzo jak ja, chce wyjechać .

A więc 14 lipca wyruszyliśmy w drogę do Nałęczowa, zostawiając wszystkie sprawy związane z gospodarstwem domowym i pracą zawodową za sobą. Tam wjeżdżając na plac przy Domu Rekolekcyjnym spotkaliśmy młode małżeństwo , które z rejestracją WOS ,tak jak my podjechało pod Dom. Zrobiło się ciepło na serduszku. Przyjechali z czwórką dzieci. Od razu w mojej głowie zaczęły pojawiać się pytania: Jak sobie poradzą z czwórką dzieci na rekolekcjach? Z czego skorzystają przy takiej gromadce pociech? Czego tu z nimi użyją? Bardzo szybko przekonałam się, że dzieci  na rekolekcjach nie stanowiły żadnej przeszkody, zaproponowano  im opiekę, a rodzice mogli we wszystkim spokojnie uczestniczyć. I za chwilę pojawił się w moim sercu żal, ze mając małe dzieci nie korzystałam z takich pożytecznych form spędzania czasu. To była pierwsza lekcja pokory. Kiedyś w prezencie otrzymaliśmy „Brewiarz dla świeckich”. Przejrzałam i pomyślałam, że jest jakiś  dziwny, trudny, gęsto w nim od psalmów. Odłożyłam i więcej do niego nie zajrzałam. Na rekolekcjach okazało się, że będziemy z Brewiarza korzystać. Nie umiałam się poruszać w jego meandrach. Zrobiło mi się wstyd, gdy inni posługiwali się nim bez problemu. A wydawało mi się, że tak wiele umiem, taka jestem pobożna, bystra. Niestety, bardzo szybko wyszło na jaw, że  tak nie jest.   To była następna lekcja pokory. Byłam pewna, że znam tak wiele pieśni religijnych. Chodziłam przecież na pielgrzymki, śpiewałam w scholi, potem w chórze kościelnym, ale szybko okazało się, że nie znam większości pieśni, które inni śpiewają całym sercem bez patrzenia w śpiewnik.  Zachwycona byłam śpiewem na głosy damskie i męskie. I to była następna lekcja pokory. Okazało się jak mizerne są moje umiejętności wokalne, jaka  jestem słabiutka w tej kwestii, jak mało umiem i jak blado wypadłam na tle innych pod tym względem. Kiedy wstąpiliśmy do Domowego Kościoła, zaczęłam regularnie czytać Pismo Święte i też myślałam, że dokonuję wielkiego dzieła, aż tu nagle słyszę z ust kapłana, iż każdy chrześcijanin powinien czytać Pismo Święte. To żaden zaszczyt, że będąc w Domowym Kościele się to robi. I w tym momencie zadaję sobie pytania: Gdzie byłaś Joanno do tej pory? Jak żyłaś? Dlaczego nie czytałaś Pisma Świętego? Kiedy wybrano nas w czerwcu na parę animatorską, nie ucieszyłam się, ale przyjęłam to do wiadomości. Na rekolekcjach usłyszałam: „Przyjmując posługę mówię TAK samemu Jezusowi”. Gdy dotarły do mnie te słowa, zrozumiałam, że to sam Jezus powołał nas do pełnienia tej służby poprzez ludzi, którzy nas wybrali .Będę prosić Jezusa, żeby nas wspierał i pomagał. Będziemy się też wspierać z mężem i już postanowiliśmy, że to mąż będzie prowadzącym, a ja będę go  uzupełniać, bo miałam wiele pomysłów na prowadzenie kręgu, zbyt wiele! W Nałęczowie dowiedziałam się,  jak to  powinno wyglądać. Usłyszałam też bardzo wyraźnie ,że animator to  przede wszystkim człowiek  modlitwy, nie gadulstwa, nie pokazuje swego ego, nie panoszy się. Ja muszę uczyć się pokory. Pierwszą, porządną lekcję otrzymałam właśnie w Nałęczowie od Was wszystkich uczestniczących w rekolekcjach ORAR II. Włączam swoje ręce do pracy w winnicy Pana.

                              Joanna

Odsłony: 1187